Recenzja #16: Czarownica z Bostonu - Chris Bohjalian
Jestem w lesie. Totalnie. Mam takie
zaległości w recenzjach, że aż mi wstyd! Na swoje usprawiedliwienie mam tylko
to, że najpierw porwało mnie układanie puzzli i słuchanie audiobooków, a
później totalnie wsiąkłam w świat gier i ciężko było mnie oderwać od konsoli. Kiedy
dziś spojrzałam w organizer, gdzie zapisuję planowane posty…no cóż, lekko
pobladłam.
Nie lubię odkładać recenzji na
później, bo wolę opisywać przeczytane przeze mnie książki w miarę „na gorąco”.
Nie wspominając już o tym, że moja pamięć złotej rybki uwielbia mi czasem
przestawiać imiona bohaterów oraz miejsca akcji, co dzieje się i teraz, a zdałam
sobie z tego sprawę, kiedy usiadłam do pisania.
Wybaczcie zatem zwłokę, obiecuję
poprawę!
~
"Czarownica z Bostonu",
czyli książka, o której chcę Wam dziś opowiedzieć, przeszła trochę bez echa,
choć za granicą zebrała dość dobre opinie i była nawet nominowana w corocznym
plebiscycie Goodreads Choice Award. Zauważyłam jednak, że na brak popularności ogólnie
cierpią pozycje wydawane przez wydawnictwo Sonia Draga, które chyba nie stawia
na dość szeroką promocję i prawdopodobnym jest, że z tego też powodu wzięła się ta cisza wokół tytułu od Chrisa
Bohjalian.
Może też stąd ta moja wielka
motywacja, aby napisać tę recenzję, bo – spoiler alert – książka podobała mi
się bardzo, choć jednocześnie wkurzyła mnie jak mało która ostatnio. O szczegółach za chwilę! Mam
nadzieję, że zdecydujecie się dać tej powieści szansę, a wcześniej zapraszam
już do mojej recenzji.
Z lekturą zapoznałam się w formie
e-booka. Znajdziecie go w abonamencie Legimi.
Chcę rozwodu
Historię poznajemy z perspektywy Mary
Deerfield, młodej mężatki mieszkającej z mężem oraz dziewką do pomocy w
Bostonie. Kobieta nie wiedzie szczęśliwego żywota. Nie kocha swojego męża,
tęskni za rozrywkami rodzimej Anglii i ciężko przychodzi jej odnalezienie się w
realiach życia XVII-wiecznego, purytańskiego środowiska, w którym żyje. Ludzie
są mocno skupieni na religii i tzw. dobrym życiu, zgodnie z przykazaniami i
Biblią. Mężowie kościoła co tydzień ściągają mieszkańców na nabożeństwa
trwające po kilka godzin, a z ambon głośno piętnują pijaństwo, hazard, ale i
taniec, czy teatr.
To jednak nie wszystkie bolączki
Mary. Jej mąż – sporo od niej starszy – ma duże problemy z alkoholem, które
potęgują w nim agresję. Notorycznie wyżywa się na żonie, bijąc ją, maltretując
i gwałcąc. Jego gniew nasila tym bardziej to, że kobieta od kilku lat nie
zachodzi w ciążę. Thoma Deerfield nie widzi w tym swojej winy, bowiem z
poprzedniego małżeństwa ma już córkę, która zresztą założyła już własną
rodzinę, co uczyniło z Mary przyszywaną babcię w wieku zaledwie dwudziestu
kilku lat.
Któregoś wieczora pomiędzy małżonkami
dochodzi do eskalacji konfliktu, a Thomas boleśnie rani Mary. Kobieta ma dosyć
i decyduje się wystąpić do sądu o rozwód. Jest jednak 1662 rok, purytańska Nowa
Anglia. Rozwody nie są niemożliwe, ale bardzo ciężko jest takowy uzyskać. Młoda
pani Deerfield jest jednak nieugięta. Składając wniosek nie wie jednak, że być
może w sądowej ławie przyjdzie jej walczyć nie tyle o rozwiązanie małżeństwa, ile
o własne życie.
Bardziej kryminał niż nie
Powieść "Czarownica z
Bostonu" to thriller, którego akcja dzieje się w niezwykłych z naszej
perspektywy czasach XVII wieku w Nowej Anglii. Fabuła osadzona w miejscu i w
czasie, gdzie za krzywe spojrzenie rzucone sąsiadowi człowiek mógł zostać
oskarżony o czary, a za komplement powiedziany żonie innego mężczyzny być
wybatożonym sprawia, że napięcie odczuwane przez czytelnika prawie wcale nie
znika.
Rozdziały poprzedzone są urywkami
zeznań z dwóch procesów sądowych, w których bierze udział Mary. Jeden dotyczy
wzniesionej przez nią sprawy o rozwód, drugi – raczej to nie zaskakuje –
oskarżenia jej przez lokalną społeczność o czary. Bohaterce bardzo łatwo jest
kibicować, choć nie jest ona krystalicznie czystą postacią, a przynajmniej nie
jest taka w kanonie epoki, do której należy. Popełnia też sporo błędów i my,
jako czytelnicy, wiemy, że jej działania będą miały realne dla niej
konsekwencje, co wywołuje w nas dodatkowe jeszcze emocje.
Chociaż sporo rzeczy można się
domyślić i momentami wydaje się wręcz, że książka jest przewidywalna, to im
bardziej zbliżamy się do końca, tym mocniej to uczucie jest złudne. Samo
zakończenie to już jazda bez trzymanki, gdzie autor nie zatrzymuje się nawet na
chwilę. Ja kompletnie nie domyśliłam się tego, w jakim kierunku pójdzie cała
historia i byłam autentycznie zaskoczona tym, co wydarzyło się w ostatnim
rozdziale oraz kto był odpowiedzialny za…za pewne rzeczy, tak to ujmijmy
bezspoilerowo.
Nie ma tu absolutnie żadnych elementów fantastycznych, więc jeśli przeszliście obojętnie obok tego tytułu, bo założyliście, że to horror lub fantastyka, to spokojnie możecie ponownie zwrócić swoją uwagę na tę książkę.
Jestem wkurzona
Na początku wspomniałam o tym, że
powieść mi się spodobała, ale też bardzo wkurzyła. O co chodzi?
Mąż Mary dopuszcza się wobec niej
okrutnych rzeczy. Stosuje agresję fizyczną i słowną, wciąż powtarza małżonce,
że „zamiast mózgu ma twaróg”, a jednocześnie szantażuje ją, że za próby bycia
niezależną mogą skończyć się dla niej na stryczku. Jest przy tym doskonałym
aktorem i całe miasto gotowe jest zapewniać sąd, że to z jego żoną jest coś nie
tak, a nie z nim. Zachowanie społeczności, sędziów, a nawet rodziców głównej
bohaterki doskonale odzwierciedla opisywaną epokę i też dlatego tak wkurza.
Frustruje podwójnie, kiedy uzmysłowimy sobie, że ukrywanie ze względu na odczuwany
wstyd przemocy męża, a następnie brak zrozumienia społeczności i pogarda
sędziów wobec Mary wynikająca „z braku dowodów” jest stałym elementem i
dzisiejszych procesów dotyczących przemocy w rodzinie.
Czytanie tej powieści zajęło mi
więcej czasu właśnie dlatego, że musiałam robić częste przerwy, bo inaczej
rzucałabym czytnikiem po całym mieszkaniu. Autorowi bardzo dobrze udało się
ukazać tamtą sprawę rozwodową, punktując ustami Mary niedorzeczności, którymi
zachowanie Thomasa jest usprawiedliwiane. I wierzcie mi, stwierdzenia typu „mąż
musi wychować żonę”, czy „Pan wystawia małżonków na próbę, którą oni muszą
jednakowoż przejść” są tymi najmniej bulwersującymi. W ogóle kwestia
Boga, uległości oraz grzechu zajmuje tutaj bardzo dużo miejsca i co ważne, zarówno
Mary, jak i jej mąż, są przekonani, że robią rzeczy, które podobają się Bogu i
są dobre. Stale tłumaczą oni swoje działania i nie rozumieją, dlaczego ktoś
mógłby uznać ich wyjaśnienia za niewystarczające.
Myślę, że to doskonale ukazuje
nieszczerość, która na pewno charakteryzowała wiele osób w tamtym czasie, a z
której być może oni sami nie zdawali sobie sprawy. Kiedy ludziom zakazano
robienia prawie wszystkiego, co nie jest pracą lub modlitwą oraz myślenia o czymkolwiek
„przyjemnym” nie dziwi, że kiedy ich czyny lub myśli jedynie delikatnie
schodziły z obranego przez społeczność toru, oni od razu szukali
usprawiedliwienia. A kiedy można było wytłumaczyć się samemu przed sobą z bardziej
błahych rzeczy, tym łatwiej później przychodziło szukanie wytłumaczenia wobec niechlubnych
czynów, również zbrodni.
Ten aspekt moralności podobał mi się
chyba najbardziej, choć cała historia była bardzo angażująca i trzymająca w
napięciu. "Czarownica z Bostonu" była moją pierwszą powieścią Chrisa
Bohjalian, ale wydaje mi się, że nie ostatnią.
PODSUMOWANIE
8/10
😄
Świetnie skonstruowany thriller,
którego akcja dzieje się w Nowej Anglii w XVII wieku. Ciągłe uczucie napięcia
oraz obawa o główną bohaterkę sprawiają, że podczas lektury wciąż odczuwalne są
wyraźne emocje, a przy zakończeniu sięgają już one zenitu.
Sama bohaterka jest bardzo dobrze wykreowana,
nie jest pozbawiona wad i potrafi manipulować otoczeniem. Jej zachowanie i
przemyślenia są typowe dla opisywanej epoki. To spory plus, nic nie irytuje
mnie w powieściach historycznych tak, jak postacie, które wyprzedzają swoje
czasy o całe epoki i których postawa oraz myśli są żywcem wyjęte z XXI wieku.
Książka, która przeszła bez echa, a
wielka szkoda, bo jest ciekawa, trzymająca w napięciu, ale i rozrywkowa. Sporo
emocji wywołało we mnie ukazanie tego, jak podchodzono do roli kobiet w
społeczeństwie w tamtym czasie. Uwielbiam książki, które zostawiają we mnie
jakiś ślad po przeczytaniu, a ta to zrobiła.
Ode mnie spore polecenie!
~
"Czarownica z Bostonu"
autor: Chris Bohjalian
tłumaczenie: Przemysław Hejmej
wydawnictwo: Sonia Draga