Recenzja #14: Echo - Thomas Olde Heuvelt
Cześć!
~
Thomas Olde Heuvelt (rocznik 1983) to
niderlandzki autor horrorów, którego niebanalna powieść o czarownicy
zatytułowana "Hex" odbiła się szerokim echem na świecie i została
przetłumaczona na ponad 20 języków. Ptaszki ćwierkają, że na jej podstawie ma
powstać serial, co bardzo by mnie ucieszyło, bo przy książce bawiłam się naprawdę
dobrze, choć nie była ona całkowicie pozbawiona wad (więcej o moich odczuciach
po lekturze przeczytacie tutaj).
"Echo" to pierwsza powieść
autora napisana po sukcesie "Hex". W posłowiu Heuvelt wspomina o tym,
jak ciężko pisało mu się tę książkę i jak ogromną presję czuł, aby przynajmniej
powtórzyć swój sukces. Powieść jeszcze przed premierą została sprzedana do innych krajów, więc walka
toczyła się o wysoką stawkę. Koncept na tę historię jest kompletnie inny niż
przy "Hex", niemniej jednak wciąż jest niebanalnie.
Zapraszam do mojej recenzji.
Nie mówimy o Maudit
Książka zaczyna się bardzo
niepokojąco. Oto młoda dziewczyna znajduje się sama w górskiej chacie. Za oknem
panuje burza, dość typowa dla tego regionu, ale tym razem wyjątkowo
niebezpieczna i gwałtowna. Julia, bo tak na imię dziewczynie, wybudza się nagle
z płytkiego snu. Jest na siebie zła. Brat prosił ją, aby nie zasypiała aż do
jego powrotu. Poirytowana na samą siebie, wychodzi z pokoju do toalety. Tu
zaczyna się dla niej koszmar. Pierwsze piętro chaty wypełniają sylwetki obcych
jej osób. Zdają się nie poruszać, jednak kiedy Julia się odwróci lub choćby
mrugnie, postacie błyskawicznie poruszają się w jej kierunku. Dziewczyna jest
przerażona, próbuje uciekać, dzwonić do brata, ale my od początku wiemy, że jej
zmagania spełznąć muszą na niczym…
Tak rozpoczyna się "Echo", historia
opowiedziana z kilku perspektyw. Jej głównymi narratorami są jednak Nick oraz
Sam. Młodzi mężczyźni tworzą szczęśliwą parę. Mieszkają w Holandii, na poważnie
myślą o wspólnej przyszłości. Życie wydaje się sweet like cinnamon, jak
śpiewała Lana Del Rey. Niestety, sielanka nie trwa długo. Nick jest zapalanym
wspinaczem wysokogórskim. Podczas wypadu w Alpy ze swoim partnerem
wspinaczkowym Augustinen chłopaka oczarowuje góra, o której nie wspominają
żadne przewodniki. Piękna, majestatyczna Maudit. Nick i Augustin decydują się
dla niej zmienić swoje plany i wyruszają na jej szczyt. Na górze coś się jednak
dzieje…
Sam dostaje dramatyczną wiadomość,
która wstrząsa jego światem. Potwornie okaleczony Nick został
przetransportowany do szpitala, Augustine zaś zginął w trakcie wyprawy.
Mężczyzna natychmiast wyrusza do swojego ukochanego, aby być przy nim i jego
rodzinie w tym tragicznym czasie. Coś jest jednak nie tak. Wokół Nicka
zaczynają dziać się dziwne rzeczy, a on sam zachowuje się co najmniej
niepokojąco. Czy aby na pewno jedynym, co ten wziął z góry, był odłamek skały?
A może chłopak z Maudit przyniósł coś jeszcze?
Opętało cię?
Wspominałam już o tym, że Thomas Olde
Heuvelt dał się poznać w "Hex" jako autor pełen niebanalnych pomysłów
i nietypowo prowadzonej fabuły. Tak jest i tym razem. "Echo" jest
historią o opętaniu i nawiedzeniach, ale daleko jej do oklepanych motywów,
znanych z innych powieści lub filmów. Przede wszystkim wyróżnia tę książkę to, kto
– lub co – opętuje oraz jak przebiega cały ten „proces”.
Staram się opisywać to trochę naokoło,
bo dochodzenie do prawdy oraz czytanie o pogłębianiu się szaleństwa głównego
bohatera daje mnóstwo frajdy, ale też mrozi krew w żyłach. Ja nie byłam w
stanie czytać tej książki wieczorami, kiedy siedziałam sama w domu, bo czułam
autentyczne ciary strachu na skórze, a po samym prologu ciężko było mi zasnąć i
bałam się w nocy wyjść z łóżka, żeby iść do łazienki. Uwierzcie mi – tak to ja
często nie mam!
Pewnym przełamaniem konwencji są
tutaj rozdziały pisane z perspektywy Sama. Wyróżnia je bowiem ogromna ilość
czarnego humoru, żartów sytuacyjnych, a nawet abstrakcyjnych dla fabuły
wydarzeń, jak totalne skupienie się bohatera na popularnych piosenkach ery
disco w trakcie dziania się „czegoś”.
Ta inność stylu Heuvelta, jego „dziwność”
oczywiście może mocno wpłynąć na to, jak odbierzecie jego powieści (bo to samo
spotkacie również w "Hex"). Pozwolę sobie zatem nadmienić, że jeśli tamta
książka autora nie przypadła Wam do gustu, to z tą będzie raczej podobnie.
Chociaż różniące się od siebie znacząco fabułą, to jednak obie te lektury
charakteryzuje widoczność stylu Heuvelta, jego zabawa konwencją i zamiłowanie
do igrania z czytelnikiem. Zauważyłam, że obie jego książki, które miałam
okazję czytać, mocno pokazywały, że ta nadprzyrodzona siła, to „zło” gdzieś się
czające, tak naprawdę nie jest stricte odpowiedzialna za to, co dzieje się z
bohaterami. Ukierunkowuje ich na coś, owszem, ale wciąż to oni w jakimś sensie
podejmują swoje decyzje i czynią to, co czynią.
To były plusy. A teraz skupmy się
trochę na tym, co niestety nie zagrało zbyt dobrze.
Jak (nie) kończyć książki
Kojarzycie takiego autora jak Riley
Sager? Jest o nim całkiem głośno w światowych, ale i naszych rodzimych bookmediach.
Jego kryminały zbierają mieszane opinie, ale w wielu recenzjach pojawia się
jeden i ten sam zarzut, a mianowicie – pisze ciekawie, dobrze prowadzi fabułę,
a potem dochodzi do zakończenia i jest klops. Dokładnie to samo można
powiedzieć o prozie Thomas Olde Heuvelta.
To, jak buduje on napięcie w swoich
książkach, do jakich emocji doprowadza czytelnika to bajka (przerażająca, bo w
końcu pisze horrory, ale jednak bajka!). Tymczasem zakończenia jego powieści są
jak gorzki orzech w słodkim torcie. Niesmaczne, niefajne i niemile widziane.
Niestety, na tę samą przypadłość
cierpi i "Echo". Bardzo ciekawa historia, przemyślana, z
interesującymi bohaterami, niebanalna…ale zakończenie. Ja wiem, że to rzecz
mocno subiektywna i raczej nie powinno klasyfikować się jej jako jednoznacznie
dobrej lub złej, ale poziom abstrakcji, w jaki tutaj wchodzimy, jest dla mnie
tym niesmacznym orzechem w pysznym torcie.
Nie chcę pisać spoilerowo, więc
wspomnę tylko, że tym, co tak bardzo mi się tu nie spodobało, były wydarzenia,
które działy się mniej więcej od momentu, kiedy Sam dociera do chaty w trakcie
burzy. Jakoś to wszystko, co dzieje się później, nie trzyma mi się kupy.
Teoretycznie jesteśmy do tego przygotowywani przez całą książkę, ale kiedy
dochodzi do kulminacji tego wszystkiego, ja mam w głowie tylko trzy literki –
wtf?
Jeżeli ktoś z Was będzie chciał
spoilerowo dowiedzieć się, co mi się tak nie podobało, to dajcie mi znać na
Instagramie i wtedy bez żalu…wyleję żale😅
PODSUMOWANIE
6.75/.10
👍
Ciekawa książka, niebanalne pomysły,
fabuła i sporo żartu sytuacyjnego sprawiają, że Thomas Olde Heuvelt jest jednym
z tych autorów, którego poczynania na światowym rynku bacznie śledzę.
Horror o wypadzie w góry brzmiał może
trochę oklepanie, ale okazał się być historią pełną zwrotów akcji i zaskoczeń.
Miałam autentyczne ciary, a prologu nie byłam w stanie czytać późnym wieczorem,
bo się bałam.
Interesujący bohaterowie,
niepozbawieni ludzkich cech. Wydają się być postaciami z krwi i kości, co tylko
potęguje uczucie strachu, kiedy…no, dzieją im się różne rzeczy.
Nie podobało mi się zakończenie i to
za nie brutalnie ucinam gwiazdki. Druga książka Heuvelta, którą czytałam i
druga, w której zakończenie było w moim osobistym rankingu bardzo mocno meh.
Niemniej jednak czekam w napięciu na kolejną jego powieść, która pojawić się ma
na polskim rynku już niedługo i na pewno będę czytać.
Polecajka ode mnie, choć na sto
procent sporo osób się od niej odbije, bo autor pisze dosyć specyficznie i nie
każdemu tak prowadzona fabuła oraz bohaterowie przypadną do gustu.
~
"Echo"
autor: Thomas Olde Heuvelt
tłumaczenie: Ryszard Turczyn
wydawnictwo: Albatros