Jednym ciągiem #1: cykl Wojna makowa - Rebecca F. Kuang

 Dzień dobry w 2024!

Nowy rok od kilku dni już dobrze sobie hula. Mam nadzieję, że tak Tobie, jak i mnie przyniesie mnóstwo dobrych, niezapomnianych lektur, ciekawe spotkania z literaturą oraz moc wrażeń w nowych dla nas filmach, serialach i muzyce. Ja dodatkowo mam też nadzieję, że będzie mi dane z pasją i wytrwałością dalej prowadzić bloga, gdzie czekać na Ciebie będzie mnóstwo książkowego (i nie tylko!) contentu.

A na początek 2024 mam dla Ciebie pierwszą z serii Jednym ciągiem recenzję cyklu ”Wojna makowa” autorstwa Rebecci F. Kuang.

~

Kiedy pierwszy tom pojawił się na polskim rynku w 2020 roku, booktube i bookstagram dosłownie oszalały. Praktycznie każdy zaopatrywał się wtedy w któreś z wydań (Fabryka Słów zdecydowała się wydać książkę w dwóch różnych wersjach okładkowych), a sporo czytelników książka zyskała zaraz po swojej głośnej premierze. Emocje sięgnęły zenitu pod koniec tego samego roku, bo już w październiku pojawił się drugi tom. U wielu książkowych twórców obie lub przynajmniej jedna część cyklu znalazły się w podsumowaniach roku, jako najlepsze książki 2020.

Zaledwie pół roku po premierze na anglojęzycznym rynku tomu zamykającego całą trylogię, ”Płonący bóg” trafił do polskich czytelników. I ponownie, na koniec 2021 w topkach roku znów pojawiła się Rebecca F. Kuang, a ”Wojna makowa” dla wielu stała się najlepszym cyklem fantasy czytanym w życiu.

Ja po całą trylogię zdecydowałam się sięgnąć dopiero w 2023 roku, kiedy kurz już trochę opadł, a triumfy zaczynała święcić inna książka autorki, czyli „Yellowface”. Jeśli jednak jesteście ciekawi mojej opinii, to zapraszam do lektury recenzji. Bez obaw, nie ma w niej żadnych spoilerów do któregokolwiek z tomów.


O czym to jest:

”Wojna makowa” to trylogia fantasy osadzona klimatem w Chinach. Jeśli wierzyć licznym artykułom, które znajdziemy w Internecie, inspiracją dla autorki były prawdziwe wydarzenia z historii tego kraju. W tym kontekście najczęściej wspominana jest wojna chińsko-japońska z lat 1937-1945 oraz towarzysząca jej Masakra nankińska (jeden z mniej znanych przykładów okrutnego ludobójstwa, w wyniku którego życie stracić mogło nawet 400 tysięcy Chińczyków).

Główną bohaterką powieści jest Rin, wojenna sierota wychowywana przez rodzinę aptekarzy, trudniącą się głównie przemytem opium. Dziewczyna jest jednak bardziej popychadłem i służącą aniżeli pełnoprawną członkinią familii. W biednej Prowincji Koguta nie czeka ją żaden awans społeczny, chyba że poślubi odpowiedniego mężczyznę. Jej zastępcza rodzina faktycznie jej takiego znajduje, ale nastolatka ani myśli wyjść za mąż za starca z okolicy.

Dziewczyna podejmuje odważną decyzję i postanawia podejść do szalenie wymagającego egzaminu, który może otworzyć jej drogę do kariery i wielkiego świata. Rin wie, że musi spróbować, aby zyskać sobie choćby cień szansy na poprawę swojego losu. Spoilerem nie jest, że udaje się jej zdać i trafia do elitarnej akademii. Tam czeka na nią wiele wyzwań, choć największe próby dopiero przed nią, bo kraj zaczyna szykować się do wojny.

Wyjątkowość ”Wojny makowej”

Rebecca F. Kuang dała czytelnikom cykl fantasy, który trochę wybija się spomiędzy ogólnie przyjętych schematów. Kreacja przedstawionego świata nie jest aż tak skomplikowana i zawiła, ale nie oznacza to też, że jest uboga. Autorka sporo uwagi poświęciła na stworzenie całej historii przedstawianego przez siebie państwa oraz mitologii bóstw w nim obecnych. Sporo miejsca, zwłaszcza w drugim i trzecim tomie, zajmuje też w powieści polityka wraz z jej wszystkimi kłamstwami i kłamstewkami oraz szemranymi machlojkami toczącymi się w cieniu.

”Wojna makowa” to trylogia, która faktycznie opisuje wojnę. Jest bardzo militarna i wiem, że wielu czytelników niżej ocenia tom drugi oraz trzeci, bo w to właśnie w nich – obok wcześniej wspomnianej polityki – dużo dzieje się bitew, potyczek, a obok tego mamy też wiele przemyśleń dotyczących strategii, co może być nużące dla niektórych czytelników, zwłaszcza że mówimy o książkach, które mają dobrze ponad 600 stron.

Sporo uwagi poświęcone jest również relacjom głównej bohaterki z innymi. I wydaje mi się, że jest to chyba jednej z najlepszych, jeśli nie najlepszy element całej fabuły. Autorka nie daje nam tu zażyłości rodem z kosmosu, ale związki bazujące na silnej podbudowie, jaką są wspólne przeżycia, doświadczenia poszczególnych bohaterów i ich charaktery. Jeśli jednak interesują Was głównie romanse, to w ”Wojnie makowej” ich nie znajdziecie. Można tu mówić o bliskości, a nawet o pewnych namiętnościach, ale to nie są drugie ”Dwory…”.

Dalej, trylogia Rebecci F. Kuang jest zamkniętą historią. Autorka nie bawiła się w żadne pootwierane furtki, fabularne wytrychy, czy inne udziwnienia. Czytając ostatnie strony ”Płonącego boga” wiemy, że dopłynęliśmy do brzegu, gdzie ta opowieść się kończy. Czy jest to zakończenie, które czytelnika satysfakcjonuje, to już inna rzecz. Pewnym jest jednak, że zostało przez pisarkę przemyślane. Będę bardzo zaskoczona, jeśli kiedykolwiek zdecyduje się ona rozszerzyć ten cykl.

Petarda Rebecca F. Kuang

Autorka ”Wojny makowej” to ewenement na światową skalę. Zbierająca powszechny zachwyt, świetnie przemyślana trylogia fantasy była jej debiutem. Kiedy pierwszy tom pojawił się na rynku w 2018 roku, miała zaledwie 22 lata. Studiowała na uniwersytetach w Cambridge i w Oxfordzie, a obok tworzenia własnych powieści, zajmuje się również tłumaczeniami na język angielski chińskiej literatury.

Co jest dla mnie fenomenem to fakt, jak bardzo po napisaniu ”Wojny makowej” pisarka oddaliła się od gatunku, jakim jest fantastyka. Najpierw zrobiła jeden, nieśmiały krok dając nam ”Babel, czyli o konieczności przemocy”, żeby zaraz potem zaprezentować czytelnikom powieść obyczajową z elementami kryminału, jaką jest ”Yellowface”. Nie miałam jeszcze okazji czytać obu tych książek, ale jeśli wierzyć czytelnikom na całym świecie oraz krytykom, to nadal jest bardzo dobrze.

Gdybym wierzyła w magię, powiedziałabym, że Rebecca musiała w odpowiednim miejscu i czasie wypowiedzieć swoje życzenie, bo zostało wysłuchane w stu procentach.

Było (prawie) idealne

Słuchanie ”Wojny makowej” (bo wszystkie tomy przesłuchałam na BookBeat, gdzie świetnie czyta je Paulina Holtz) było dla mnie literacką ucztą, choć w tej słodyczy zdarzała się odrobina dziegciu.

Najsłabiej moim zdaniem wypadł pierwszy tom. Głównie dlatego, że moje oczekiwania wobec niego było przeogromne i zwyczajnie powieść ta nie udźwignęła tej nałożonej przeze mnie samą presji. Była dobra, nawet bardzo dobra, ale po licznych zachwytach ja chciałam jednak otrzymać doskonałość. Akcja dziejąca się w akademii nie była dla mnie zbyt angażująca. To właśnie w tych rozdziałach widziałam też najwięcej schematów, dobrze już znanych z innych, wcześniejszych książek. Później jednak fabuła zaczęła się rozwijać w kierunku, którego zdecydowanie nie przewidziałam, a zakończenie stanowiło dla mnie zaskakującą niespodziankę.

Drugi tom jest moim ulubionym. Co ciekawe, wielu czytelników to właśnie tę część ocenia najsłabiej. Patrząc po opiniach, ja doceniłam w ”Republice smoka” to, co innym się nie spodobało. To bardzo militarna książka, mocno skupiona na strategii, intrygach politycznych, przygotowaniach do bitew i samych potyczek właśnie. Ku swojemu zaskoczeniu odkryłam wówczas, że ja uwielbiam takie opowieści fantasy. Silne charaktery, mocne sceny, brutalność wojny i brak jej romantyzowania ukazane w tym tomie to coś, czego może będę teraz nawet szukać w fantastyce, a na pewno przestanę się tego obawiać w książkach.

Zakończenie serii jest naprawdę dobre, przemyślane i jest logicznym wynikiem tego, co działo się przez cały cykl. Bardzo ucieszyło mnie, że autorka nie zdecydowała się popłynąć w cukierkowe meandry fantazji. Ukazana w końcówce twarda rzeczywistość państwa dotkniętego wojną i ludzi nią skażonych jest czymś realnym i namacalnym, w co czytelnik jest w stanie uwierzyć i co może sobie łatwo, choć z bólem, wyobrazić. Jednym moim zarzutem do trzeciego tomu jest rozwiązanie pewnych wątków na górze. Nie chcę tu mówić za dużo, nie chcę wchodzić w spoilery, ale jeśli jesteście już po lekturze, to myślę, że dobrze wiece, które sceny mam tu na myśli. Było to dla mnie trochę niezrozumiałe. To trochę tak, jakby Rebecca F. Kuang przędła nić i nagle ot tak postanowiła ją przerwać, a następnie porzucić gdzieś w zakurzonym kącie.

Zasadniczo jednak całą trylogię oceniam bardzo wysoko, choć ostateczny rezultat jest trochę zaniżony przez odbiegający od wysokiego poziomu pierwszy tom. Całość stanowi doskonale przemyślaną historię, wypełnioną tak już dobrze znanymi w literaturze, jak i zupełnie nowymi wątkami, które zebrane razem pod doskonałym piórem Kuang dają świetną i angażującą fabułę.


PODSUMOWANIE

7/10

 😄

Świetnie przemyślana trylogia fantasy, w której odnajdą się czytelnicy zainteresowani różnymi typami literatury. Zamknięta historia, która nie bawi się w powielanie schematów i odważnie otwiera nowe drzwi, dając w rezultacie zakończenie będące logicznym wynikiem wszystkich wydarzeń, które miały miejsce przez trzy tomy.

Dobra kreacja bohaterów, w których intencje i motywacje jesteśmy w stanie uwierzyć. Rin stanowi tego doskonały przykład. Są w niej wszystkie cechy, które bez problemu możemy zauważyć u siebie lub ludzi z naszego otoczenia. Jest w niej wrażliwość, troska o przyjaciół, czasem zwątpienie, ale są też okrucieństwo, gniew i ból. Bohaterka ta z czasem zdaje się oddawać pożerającemu ją szaleństwu i traumie, co również jest zarysowane przez autorkę w bardzo umiejętny, nienachalny jednak sposób.

Absolutnie d o s k o n a l e zbudowane relacje pomiędzy postaciami. Przyjaźń i wrogość, szacunek i pogarda, które nie biorą się znikąd.

Ode mnie bardzo duże polecenie całej trylogii. W wersji papierowej czekają na Was liczne ilustracje, a w audio świetna aranżacja Pauliny Holtz. Ja po tym spotkaniu z prozą Kuang mam ochotę na więcej i na pewno w tym roku będę kontynuować moją przygodę z jej twórczością. Z ciekawością będę też obserwować rynek wydawniczy, czekają na zapowiedzi kolejnych książek.

~

Cykl ”Wojna makowa”

autor: Rebecca F. Kuang

tłumaczenie: Grzegorz Komerski

wydawnictwo: Fabryka Słów